Ekologia  »  Aktualności  »  Opinia: Zasady programu "NaszEauto" to sygnał końca Zielonego Ładu. Ale pieniądze warto brać póki są

Opinia: Zasady programu "NaszEauto" to sygnał końca Zielonego Ładu. Ale pieniądze warto brać póki są

2025-02-04 - M. Żuchowski     Tagi: rynek motoryzacyjny, Polska, Unia Europejska, Elektryczne

Od 3 lutego działa już rządowy program dotacji do zakupu lub finansowania nowych samochodów elektrycznych. W osobnym tekście informujemy, jakie są zasady programu w ostatnich tygodniach znanego jako "Mój elektryk 2.0" i jak ubiegać się o dopłatę. Teoria to jedno, a praktyka to drugie. Tutaj o tej drugiej.


Ogłoszone 28 stycznia na konferencji Ministerstwa Klimatu i Środowiska założenia nowego programu będącego następcą popularnego systemu dopłat "Mój elektryk" nie wzbudziły entuzjazmu ekspertów i analityków rynku, w tym też mojego. Choć wynosząca aż 1,6 miliarda złotych kwota przeznaczona na dofinansowania jest znacząca (zwłaszcza wobec rosnących potrzeb wydatków na zbrojenia czy niezmiennie wysokich oczekiwań wobec służby zdrowia), to jednak jest to za mało, by doprowadzić do rewolucji na rynku, czy przynajmniej jakoś zmienić trendy. 


Na dodatek program napisany jest tak, jakby twórcom zależało na ograniczeniu wypłat (tutaj przedstawiamy pełne zasady programu "NaszEauto"). Najbardziej kuriozalnym punktem jest wysokość premii za zezłomowanie auta spalinowego w wysokości od 5 do 10 tys. zł. Tuż za nim w rankingu plasuje się jednak bonus dla osób o zarobkach do 135 tys. zł brutto. 


Naprawdę ktoś wierzy w scenariusz, w którym osoba zarabiająca do 8 tys. zł netto jeździ samochodem spalinowym, który opłaca jej się oddać na złomowanie w zamian za mniej więcej jedną miesięczną wypłatę, a następnie w jego miejsce stawia nowy samochód elektryczny kupiony za gotówkę? Cel programu w postaci wyeliminowania z polskich ulic 40 tys. starych, "trujących" samochód pozostaje w takim kontekście tylko abstrakcją spisaną na papierze.


Warunki dopłaty są lepsze dla tej samej osoby, jeśli tylko prowadzi ona jednoosobową działalność gospodarczą: nie przewidziano dla niej kryterium dochodowego do uzyskania okrągłych 30 tys. zł (pozostałe 10 tys. nadal jest za złomowanie auta, po którym przesiadka do nowego elektryka musiałaby być naprawdę ciekawym doświadczeniem). Dlaczego ustawodawca zdecydował się akurat na taką kategoryzację - tego nie zdradza.


Jak daleko jest ustawodawcza teoria od praktycznych potrzeb pokazuje również zapis, który wyłącza z programu wsparcia elektryczne auta dostawce. W rzeczywistości oznacza to na dobrą sprawę ich rynkową śmierć z dnia na dzień.


Kluczowe jednak w całym programie "NaszEauto" jest wyłączenie jeszcze innego podmiotu, czyli klientów instytucjonalnych. A to właśnie floty przecież w zdecydowanej większości kreują polski rynek nowych samochodów, zwłaszcza tych elektrycznych. Gdzież by był polski licznik elektromobilności, gdyby nie korporacje z dużych miast stawiające na elektryki i hybrydy plug-in, tak jeśli chodzi o auta służbowe swoich pracowników, jak i dostawcze… 


Jeśli jednak one i tak mają wpisane rozwój elektromobilności w swoje własne założenia, to widać rząd Donalda Tuska nie chce im pomagać w realizacji tego celu i woli skupić się na adresatach najbardziej wymagających zachęty, ale i najtrudniejszych do przekonania.


Czy wyłączenie ze wsparcia flot w takim momencie ostudzi ich entuzjazm w "zieloną transformację" i spowolni realizację Zielonego Ładu, w którego osiągnięcie wierzy już chyba mało kto nawet w Brukseli? Tym póki co politycy nie zaprzątają sobie głowy, bo na sprawę tę (jak i wiele innych) patrzą krótkowzrocznie. 


Z wymyślenia reguł akurat w taki sposób tłumacza się koniecznością realizacji założeń Krajowego Planu Odbudowy, bo to ze środków KPO wsparcie dla rozwoju elektromobilności jest realizowane.  Z tego wynika też stosunkowo krótki czas trwania programu dopłat - wnioski przez stronę Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej będą przyjmowane do 30 czerwca 2026 r., ponieważ środki z KPO Polska musi wydać i zaraportować do sierpnia 2026 r. 


Rządzący mają więc rację, że za taki kształt nowych przepisów winne jest KPO. Przy czym w praktyce chodzi tutaj o presję czasową i wynikające z tego braki i nielogiczności w przedstawionych założeniach programu "NaszEauto". Ostatecznie wszystko to może doprowadzić jednak do kuriozalnej sytuacji, w której założonego celu spożytkowania potężnej kwoty 1,6 miliarda złotych na wsparcie elektromobilności nie uda się w pełni spożytkować.


Tymczasem na konferencji zapowiadającej nowy program wsparcia wiceminister klimatu i środowiska Krzysztof Bolesta przyznał wprost, że to "ostatni tak duży program dopłat do samochodów (…) Jeśli wyczerpiemy pieniądze z KPO to raczej nie będziemy już dopłacać do samochodów, bo cała Europa od tego odchodzi, my w Polsce też nie będziemy tego robić" - powiedział publicznie.


Trzymając się zasady, żeby patrzeć na szklankę do połowy pełną, mogę to skwitować tylko słowami: warto w takim razie korzystać z programu, póki jest choćby w takiej formie. A co po wakacjach przyszłego roku? Utrzymanie choćby obecnego, i tak wcale niezadowalającego tempa rozwoju elektromobilności w Polsce i całej Europie, widzę jednak w czarnych barwach.




Dodaj komentarz

Nick
Treść
Wpisz kod
z obrazka
Aby komentować pod zarezerowanym, stałym nickiem, bez potrzeby
logowania się za każdym wejściem, musisz się zarejestrować lub zalogować.

Zaloguj się

Login Hasło
0

Komentarze do:

Opinia: Zasady programu "NaszEauto" to sygnał końca Zielonego Ładu. Ale pieniądze warto brać póki są